czwartek

Tajemnicza przepaść

Otóż  w rodzinnych stronach mojej koleżanki jest miejsce, gdzie znajduje się przepaść. Było tam wiele wypadków śmiertelnych. Ludzie spadali w przepaść, mimo że była ona widoczna. Miejsce to uważane było za przeklęte i ludzie bali się tam chodzić. Pewnego razu szła tamtędy mama koleżanki. 
Było to około południa. Idzie i nagle widzi na drzewie jakieś dziecko.
Idzie i patrzy, bo to był bardzo dziwny widok - dziecko wysoko na drzewie na takim odludziu. W ostatniej chwili spojrzała przed siebie. Dotarła do przepaści i o mało nie spadła! 
Gdy znów spojrzała w kierunku drzewa, dziecka już nie było.
To wyjaśniałoby te wypadki. 


(Można się zastanawiać, dlaczego się nie zatrzymała, tylko szła dalej, mimo że widziała coś dziwnego. To nie jest takie proste.
Miałam kiedyś podobny przypadek. 
Szłam koło szpitala na skróty, a u nas teren jest nierówny. W pewnym momencie miałam jakieś przeczucie, że muszę się odwrócić, bo ktoś jest za mną. Odwróciłam się, ale nikogo nie było. Gdy spojrzałam znów przed siebie, okazało się, że o mało nie potknęłam się o wystający korzeń i nie poleciałam w dół na kamienie. W ostatniej chwili tego uniknęłam. Też nie wiem, dlaczego się nie zatrzymałam, zanim się odwróciłam.)


Wracając do tajemniczej przepaści, nie muszę chyba pisać, że wszyscy troje bez namysłu postanowiliśmy tam jechać. 


Znów zaopatrzyliśmy się w zapasy na cały dzień i rano wyruszyliśmy w drogę. Nie było czym dojechać, więc pojechaliśmy do sąsiedniej miejscowości a dalej mieliśmy iść pieszo. 
Upał był i ścieżki zarośnięte, ale pragnienie ujrzenia ducha dzielnie nosiło nas po pagórkach i dolinkach.
Po drodze był cmentarz. Koleżanka chciała znależć na nim grób jakiejś legendarnej morderczyni, o której kiedyś słyszała.  Przeszukaliśmy cmentarz, ale nie znależliśmy. Uznaliśmy więc, że pora odpocząć. Rozsiedliśmy się  na grobowcu i wyjęliśmy, co mieliśmy do jedzenia i picia. 
Patrzymy, a tu idzie jakaś kobieta. Nie spodziewałam się tego, ale kolega podszedł do niej i zapytał o ten grób. 
Powiedziała, że nie wie i szybko się oddaliła. Pewnie już nigdy nie pójdzie sama na cmentarz.  :D
Wyruszyliśmy w dalszą drogę, zwiedzając różne ciekawe miejsca i pytając każdą napotkaną osobę, gdzie jest ta przepaść. Nikt jednak nie udzielił nam odpowiedzi.
No i nie trafiliśmy tam.
W dodatku uciekł nam ostatni autobus (przyjechał 20 min. przed czasem) i musieliśmy iść kilkanaście kilometrów do trasy, gdzie złapaliśmy jakiś pojazd do naszego miasta.


Wiem, wiem, jesteście rozczarowani.
Ale pomyślcie tylko, co ja mam powiedzieć?
Problem w tym, że historie są w 100% prawdziwe, a rzeczywistość często odbiega od naszych oczekiwań.


Nie poddaliśmy się jednak, o nie.
Postanowiliśmy podejść do zagadnienia od innej strony.





 Moja koleżanka od lat interesuje się spirytyzmem i ma mnóstwo książek na ten temat. Zaproponowała, że wobec dotychczasowych niepowodzeń, można spróbować wywołać ducha. 
Właściwie od dawna o tym myślała, ale potrzebowała co najmniej trzech osób. Teraz trafiła się "niepowtarzalna" okazja - było nas troje.
Oczywiście, nikomu nie trzeba było tego 2 razy proponować.


Koleżanka przygotowała wszystko, co potrzeba - stolik, świeczki, kartki i długopis, spodek ze strzałką i tabliczkę. (Miałam napisać, jak ta tabliczka się nazywa, ale właśnie wygooglowałam, że jej nazwa jest zastrzeżona, a to, co zrobiła koleżanka, to była podróbka)
Ale do rzeczy.
Na tabliczce był cały alfabet i wszystkie cyfry aby duch mógł się swobodnie wypowiadać. Dla uproszczenia były też słowa "tak" i "nie". Kolega przygotował jakiś znak ochronny, ale nie wiem, jak to miało działać, skoro leżało gdzieś z boku.
Ponieważ nikt z nas nie miał wolnej chaty, zabraliśmy cały sprzęt do lasu. 
Wyglądało to tak:
Jedna osoba siedziała z boku, nie dotykała spodka i zadawała duchowi pytania w myślach. Dwie osoby trzymały ręce na spodku i nie wiedziały, o co ta pierwsza osoba pyta. Spodek miał się kręcić, wskazując litery lub cyfry. 
Mieliśmy mnóstwo czasu, więc postanowiliśmy, że każdy wywoła sobie po duszku.


Koleżanka chciała porozmawiać z jakimś znajomym, który niedawno zmarł. Miała do niego parę pytań, bo uważała, że przed śmiercią chciał z nią porozmawiać, ale nie zdążył.
Usiadła pierwsza z kartką i długopisem, a ja i kolega trzymaliśmy palce na spodku.


To było niesamowite!
Nagle spodek ruszył. Nie dość, że kręcił się, to jeszcze wychodziły prawdziwe słowa z tych liter, które wskazywał. A z tych słów wychodziły logiczne odpowiedzi na pytania!
Trzymałam spodek mocno. Nie było takiej możliwości, żeby kolega nim kręcił, bo byłoby widać, że się szarpiemy. Z resztą spróbujcie sami kręcić spodkiem tak, żeby nie było widać, że nim kręcicie.
Gdy już koleżanka dowiedziała się tego, co chciała, jej miejsce zajął kolega. 
Po krótkiej chwili nagle stwierdził, że już zakończył rozmowę z duchem. 
Przyszła więc kolej na mnie.
Wezwałam ducha, który może podać mi numery w totka. 
Spodek znów zaczął się kręcić, tylko ku zdziwieniu pozostałych osób, pokazywał cyfry. Jak pokazał 5 i 8, dotarło do mnie, że nie wiem, czy chodzi o 5 i 8, czy o 58. Zadawałam więc dodatkowe pytania. Gdy uznałam, że wystarczy, podziękowałam duchowi.
Zebraliśmy nasze rzeczy i wracając dzieliliśmy się informacjami o przebiegu rozmowy z duchami.
Okazało się, że kolega wezwał ducha indiańskiego czarownika, żeby nauczyć się od niego zaklęć. Duch obiecał, że odwiedzi go w nocy i przekaże mu wiedzę o indiańskich czarach. 
Koleżanka dowiedziała się tego, co chciała.
Gdy szliśmy, miałam takie wrażenie, że towarzyszy nam duch 17-letniego chłopaka, który powiesił się w lesie. Odprowadził nas na skraj lasu, ale nie poszedł za nami dalej. 


Po kilku dniach spotkałam się z kolegą. 
Od razu rzuciłam się z pytaniami:
- No i co? No i co? Przyszedł ten Indianin?
- Przyszedł.
- Nauczył cię?
- Tak
- Ale jak go widziałeś?
- Tak samo, jak teraz ciebie.
Indianin kazał mu zachować zaklęcia w tajemnicy, więc nie poznałam żadnego. 


Póżniej rozmawiałam z koleżanką.  
Wtedy spotkała mnie niespodzianka.
Wyglądało na to, że coś za nią przyszło z tego lasu.
W mieszkaniu było słychać różne dziwne dżwięki, ruszały się lekkie przedmioty. Koleżanka nie bała się tego. Ale było jej głupio, bo jej mama denerwowała się tymi zjawiskami. Oczywiście, nie przyznała się do niczego, bo wtedy dopiero zdenerwowałaby mamę.
Zresztą po trzech tygodniach to samo się skończyło.


Być może niektórzy z Was są rozczarowani.
Ale co ja mam powiedzieć?
Nie wygrałam ani złotówki. :D





Czarna postać

Obudziłam się w nocy z poczuciem, że nie mogę się ruszyć.
To było takie straszne, leżałam na plecach i wydawało mi się, że umrę, jak się nie odwrócę. Pomyślałam, że jak się przeżegnam, to będę mogła się odwrócić. Z wielkim trudem podniosłam rękę i przeżegnałam się. Gdy się odwróciłam, zobaczyłam stojąca przy moim łóżku postać. Miała 2 metry wysokości i była cała czarna. Na głowie miała kaptur, nie było widać twarzy. 
Było dość ciemno, ale nie tak, żebym nie mogła wyrażnie zobaczyć konturu tej postaci.
Po jakimś czasie zamknęłam oczy i zasnęłam.


Rano dowiedziałam się, że sąsiadka umarła w nocy.
Pomyślałam, że widocznie śmierć pomyliła piętra.
Kinga

W domu opieki

Ja nie widziałem osobiście, ale moja siostra pracuje w domu dla ludzi starszych jako pielegniarka i nie raz opowiadała o duchach ludzi zmarłych gdzie pracuje. 
Opowiadała ostatnio gdy byłem u niej jakeś 2 tygodnie temu. Akurat leciał w tv jakiś dokument o egzorcystach i siostra powiedziała że ponownie widziała ducha jakoś w połowie marca, a 2 dni przed tym zmarła jedna z babć która mieszkała w tym domu starców. Była bardzo wysoką kobietą. Wyobraż sobie że duch był tego samego wzrostu. Oczywiście nie mierzyła go miarką, ale był wysoki jak ta zmarła. To wygląda jak cień ale ten cień przesuwa się jak człowiek tylko idzie trochę szybciej i nigdy nie widziała aby któryś z nich szedł wzdłuż korytarzem, tylko w poprzek czyli przechodzi przez ściany. Widziała już chyba 5 razy i zawsze 2-3 dni  po czyjejś śmierci, ale nigdy na dziennej zmianie tylko nocnej. W dzień jak nam siostra opowiadała, a męczyliśmy ja pytaniami jest zbyt jasno aby coś zobaczyć. Inni pracownicy tego samego domu wiedzieli również tylko w nocy i co ciekawe to główne górne lampy które dają mocne oświetlenie sa wyłanczane po 21:00 czy po 22:00.  Są zapalone inne światła ale bardziej przytłumione i każdy kto widział duchy to przy tych światłach przytłumionych. Sam duch wygląda jak cień który ma postać człowieka i idzie jak człowiek i można go obejść do okoła. Czyli nie jest to cień jaki rzuca każdy z nas. Naszego cienia nie da się obejść do okoła bo leży na ścianie lub podłodze jak malowidło.
Jedna z koleżanek mojej siostry miała dyżur nocny 3 dni po śmierci jednej babci która chodziła po budynku w dużych  bamboszach jak by były szyte z waty, tak jak by ktoś dużą ilością waty owinął sobie stopy. W pewnym momencie ta pielegniarka zauważyła jakby coś jasnego  na zewnątrz biura. Siedziała blisko drzwi, więc wychyliła się wyjeżdżając na krześle na kółkach (takie krzesła biurowe) i zobaczyła jak by 2 białe chmurki jak by białe bambosze tej babci, ale nie widziała cienia. I tak jak opowiadała te chmurki przeszły wyrażnie dość spory dystans zanim się rozmyły czy wyparowały. Wyglądało to jak by same bambosze szły, czyli w bamboszach była jakaś niewidzialna osoba.
Poprosiłem siostrę aby mi dała znac jak ktoś umrze w jej budynku i w tedy pojdę z moją kamerą która robi doskonałe zdjęcia w słabo oświetlonych miejscach. Jeżeli mi się uda zrobić jakieś fotki to na pewno je dostaniesz.
Pozdrawiam
Marek

Historia Barbary

Moja historia z duchami zaczęła się jakieś 2 lata po wprowadzeniu się do domu, który wybudowalismy w latach 80-tych. Z poczatku wydawalo mi się, że to dzieci lub mąż chodzą po domu ale historia zaczęła sie coraz częściej powtarzać i przy śniadaniu zadawaliśmy sobie pytanie kto? No i po jakimś czasie zaczęły się głośne kroki po schodach potem włączanie kontaktów na dole przypominało to raczej zabawę ,włączanie wszystkich świateł na parterze domu (w swieta nawet choinka oraz telewizor). Potem z całą rodziną siedząc przy telewizji ktoś kołatką głośno stukał wszyscy słyszeli syn wychodzi i nikogo nie ma. Takie sytuacje powtarzały się niemal bez przerwy. Ale najbardziej to moja córka odczuwała ponieważ upatrzył sobie jej pokój i u niej przebywal najwięcej. Jego lub jej zimny oddech czuła na twarzy. Z początku była trochę przerażona ale przyzwyczaiła się szybko ba nawet go polubiła (ha ha). Poradziłam się osób które powiedzmy wypędzają z domu duchy (badż demony) i poskutkowało bardzo szybko teraz mam spokój od okolo 2 lat. 
Może kiedyś jeszcze zawitają nie wiadomo, ale czasem ich brakuje.


Barbara

Dziwna osoba


Działo się to mniej więcej 4,5 roku temu ,byłam wówczas w ciąży z synem .31 lipca miałam straszny sen ,śniło mi sie że urodziłam marter dziecko,płód ,masa krwi .przed południem poszłam na kawę do bratowej ,której opowiedziałam sen ,obie doszłyśmy do wniosku że to nic strasznego ,ale niestety za jakąś godzinkę zadzwonił telefon z niemiłą informacją o śmierci ,tragicznej śmierci mojego siostrzenca ,który mieszkał jakiś czas u nas ,załamałam się że taki młody fajny chłopak ,miał 23 lata.cały dzien myślałam o nim . tej samej nocy obudziło mnie pociągnięcie za   nogę ,przebudziłam się ,i widziałam jakby ktoś stał w nogach łóżka ,postać ,podkurczyłam nogi ,znowu za jakiś czas poczułam mocniejsze pociągnięcie za  nogę ,zaczęło mi bić serce mocniej ,ale się nie bałam ,bo miałam wrażenie że śnię ,a zarazem jest to realne.przespałam do rana spokojnie .
na następny dzień to zdarzenie ,ten sen ,opowiedziałam bratowej ,
ale najbardziej zaskakujące zdarzenie odbyło się 3 dni po jego śmierci jak ok 15 wracałam do domu i na 2 piętrze obok moich drzwi siedziała kobieta,minęłam ją i weszłam do mieszkania ,za jakieś 10 min ,ktos zapukał do drzwi ,spojrzałam przez judasza a tam jakaś pani, otworzyłam a ona spytała się która jest godzina ,pamiętam że była 14:56,podziękowała a ja jej powiedziałam że jak czeka na sąsiadów to oni wracają ok 15 ,ale ona na to że nie czeka na sąsiadów tylko przyszła odpocząc .chciałam zamknąc drzwi ,
ale ta kobieta poprosiła o cos do picia ,dałam jej bo nie można odmawiać ,za chwilę poprosiła o kawałek chleba , też dałam , bo nie wolno odmawiać ,stałyśmy tak przez chwilę i ona poprosiła mnie o to czy może odpocząc chwilę u mnie w domu ,i jeszcze napić się wody.usiadła ,porozmawiałysmy chwilę i ja sie nadal upierałam że sąsiedzi wrócą i będzie mogła ich odwiedzić a ona na to że ona nie przyszła do sąsiadów tylko chce odpocząc .
usiadłam na przeciwko niej i podczas rozmowy spojrzałam na nią i wtedy zobaczyłam jej białe zamglone oczy ,jak u niewidomego ,białe jak mleko ,brak źrenic,poczułam jak krew mi odpływa z głowy i włosy dęba stają .zamilkłam na chwile i po jakims czasie wydusiłam z siebie tylko ,tyle że musze iśc po syna do bratowej bo zostawiłam go tam .podziękowała kobieta za wszystko i poszła .........dziwne to było i nie zrozumiałe ............
to zdarzenie też opowiedziałam dla bratowej ,a ona na to że kto zmęczony siada na ostatnim stopniu ,na ostatnim piętrze w bloku ,skoro była zmęczona mogła usiąść niżej przy oknie a nie pod moimi drzwiami i że skoro poprosiła o 3 rzeczy( picie ,jedzenie ,odpoczynek) to że pewnie to był mój siostrzeniec aby zaznać spokoju po śmierci pod postacią tej kobiety ,o czym świadczyły również te oczy , szczerze wyśmiałam ją troche .na drugi dzień spytałam się sąsiadki czy zna taką osobę ,po krótkim opisie tej kobiety ale zaprzeczyła ............................dziwne prawda? dla świętego spokoju zapaliłam świeczkę wieczorem za Tomasza ............................


Basia

Wywiad

Regularnie widuję duchy, chyba mam jakieś nadprzyrodzone zdolności. Już się z tym urodziłem, nic na to nie mogę. 

Możemy pójść do jakiegokolwiek lasu na spacer i powiem Ci dokładnie kto gdzie się powiesił, z jakiego powodu i jak wyglądał. Te osoby normalnie ze mną rozmawiają.


Wykorzystujesz jakoś swoje zdolności?


Nie mam na to czasu, ponieważ prowadzę firmę.
Czasami pomagam innym, którzy nie wiedzą jak pozbyć się tego daru a ja wiem. Mi on nie przeszkadza. 


Pytałeś duchów, jak jest na tamtym świecie?


Szczerze to mnie to nie interesuje, ale masz pewność że jest drugi
świat i to dużo lepszy od naszego i z pewnością nie dla każdego drzwi
są do niego otwarte. Trzeba się starać być dobrym człowiekiem, żeby
się tam dostać. Piekło też istnieje, choć jest tam dużo lepiej niż
na ziemi. Tutaj jest jeszcze gorzej.


Czy żli nie dostaną się nawet do piekła?


Zły pójdzie do piekła ale tam i tak jest lepiej niż tutaj na
ziemi. To my ludzie sami sobie tworzymy to piekło.


Przyznam, że mnie pocieszyłeś ;)
A jak będą ludzie oceniani, kto jest dobry, a kto zły?


tego nie wiem
ja jestem dobry


Skąd wiesz?


Może to głupio zabrzmi ale ja wszystko wiem i nie umiem sobie tego wytłumaczyć. 
Wiem, że przy obecnym trybie życia będę żył do 86 roku życia, a  jeśli wezmę się za siebie to nawet do 90 lat

Może duchy przekazały Ci swoją wiedzę telepatycznie, oraz wizję tego, co same widzą po śmierci. 
Potrafię sobie to wyobrazić, bo czasem śni mi się, że jestem wszystkowiedząca :)


Dziękuję za rozmowę













Na moście

Było to dokładnie 2 lata temu, Wielkanoc 2010, noc z soboty na niedzielę, mieszkam w Gorzowie po jednej stronie Warty, wieczór spędzałam u przyjaciół, którzy mieszkają na jej drugim brzegu. Nie widzieliśmy się bardzo długo, więc trochę się u nich zasiedziałam, około 3 w nocy postanowiłam wrócić do domu, a że nie miałam daleko (praktycznie wystarczyło przejść na drugą stronę mostu) postanowiłam iść pieszo. Chciałabym podkreślić, że nie byłam ani pijana, ani pod wpływem jakichkolwiek innych środków psychoaktywnych. Droga od domu przyjaciół w stronę mostu prowadzi wzdłuż dojść dużej ulicy, po drodze musiałam minąć rondo, niejako na tyłach mojego dawnego liceum przy ul. Przemysłowej. Właśnie na tym rondzie, tuż po godzinie 3 w nocy spotkałam młodego chłopaka, nastolatka, ok 15-16 letniego, strasznie pobitego, rozcięty łuk brwiowy, uraz skroni, przysychająca krew zalewała mu pół twarzy, w pierwszej chwili pomyślałam, że to jakiś miejscowy chuligan i chciałam jak najszybciej uciec, jednak wtedy chłopak uprzejmie zapytał "bardzo Panią przepraszam, gdzie tu jest ulica Przemysłowa?". Zrobiło mi się go żal, pomyślałam że pewnie ktoś go pobił i zostawił na pastwę losu na tym odludziu, a chłopak nawet nie wie jak trafić do domu. Odpowiedziałam mu, że musi pójść wzdłuż szkoły, a następnie skręcić w lewo. Następnie sama poszłam w przeciwną stronę, aby znajomym skrótem wspiąć się na most, bo do najbliższego "legalnego" wejścia musiałabym nadłożyć kilkaset metrów. Praktycznie tuż po wejściu na most (zdążyłam w tym czasie przejść może 50-100m), na mojej drodze znów pojawił się ten sam chłopak, znów pytając o to samo, dokładnie tymi samymi słowami. Bardzo się zdziwiłam, ponieważ nadszedł z przeciwka, ze strony w którą ja się kierowałam. W pierwszej chwili nie do końca zrozumiałam co się stało, po prostu odpowiedziałam mu i odeszłam. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że ten chłopak po prostu nie miał możliwości znaleźć się w tym miejscu w tym właśnie czasie, byłoby to możliwe jedynie gdyby szedł ze mną skrótem, a sama wcześniej widziałam, że na rondzie na którym się po raz pierwszy spotkaliśmy poszedł w zupełnie inną stronę, a na moście wyszedł mi naprzeciw. Poza tym żadna osoba z tak zmasakrowaną głową nie byłaby w stanie tak po prostu spacerować sobie po nocy, z takimi obrażeniami zazwyczaj leży się już nieprzytomnym. To musiał być zagubiony duch młodego chłopaka, może zginął właśnie na tym moście (jest tam wiele wypadków, ponieważ można tam rozwinąć samochodem dużą prędkość, młodzi ludzie lubią sobie też tam urządzać wyścigi) i wciąż szuka drogi do domu. Pewnie zginął nagłą śmiercią i wciąż trwa w tym zawieszeniu między światami. Jedno jest pewne, od tamtej pory nie spaceruję sama po nocy, zwłaszcza w okolicy tego mostu.
Natalia

Wieczór

Zostałam kiedyś sama w domu na weekend.
Zaprosiłam  koleżankę, tą  która interesuje się duchami.
I tak siedziałyśmy cały wieczór przy kawce i rozmawiałyśmy o duchach, diabłach i innych zjawiskach nadprzyrodzonych.
Opowiedziała mi między innymi taką historię, wyczytaną w jakiejś gazecie:


Jedna dziewczyna interesowała się magią, duchami itp.
Pewnego razu weszła do łazienki, spojrzała w lustro i zaczęła strasznie krzyczeć. Po czym zwariowała. 
Uznałyśmy, że najwidoczniej coś jej się w tym lustrze pokazało.


Póżnym wieczorem koleżanka wyszła, a ja zostałam sama w domu
Zamknęłam drzwi. Niestety, w przedpokoju mamy lustro. 
Schyliłam się i zasłoniłam oczy, żeby w nie przypadkiem nie spojrzeć.
Siedzę i jakoś nie mam spokoju. Wydawało mi się, że w szafie czai się duch. No to żeby się uspokoić zajrzałam do wszystkich szaf, uważając na lustro w przedpokoju. W końcu myślę, pójdę spać.
Poszłam się umyć. W łazience na przeciw drzwi też jest lustro, więc z zasłoniętymi oczami podeszłam do wanny i myślę: dobrze, że nie wypolerowałam kranu, bo nie wiem, jak bym się umyła :D"


Koleżanka miała ubaw, jak jej to opowiedziałam





Babcia


No cóż jestem młodą kobietką, Kiedy byłam dzieckiem to przejawiało się mocniej, tak zwane sny prorocze chyba każdemu się zdarzają, a przynajmniej tak mi mówiono, więc ten temat pominę.
Kilka razy zdarzyło mi się czuć czyjąś obecność w naszym domu. Nieraz to było muśnięcie chłodnego powietrza po dłoni i mimo tego uczucia chłodu powietrze robiło się ciężkie, nie na długo, przelotna chwila w której czułam, że coś jest koło mnie.
Czy to możliwe, by czuć zapach osoby, która umarła? Okazuje się, że to jest możliwe. Mieszkali ze mną przez cztery lata moi dziadkowie, rodzice ojca; wyprowadzili się gdy tylko on wyjechał za pracą do innego kraju; jak to często bywa nie przepadali za swoją synową- moją matką. Jako mała dziewczynka napatrzyłam i nasłuchałam się awantur, słyszałam jak mama płacze. Babcia nie była dobrym człowiekiem, chociaż o zmarłych nie mówi się źle. Jako, że jestem nocnym markiem podczas jednego z nocnych posiedzeń przed komputerem szłam do toalety, przez kuchnię. Przechodząc obok kuchennego stołu zastygłam w miejscu, zapach; znajomy zapach. Dziadkowie przyszli mi na myśl. Czułam ten zapach tylko w jednym miejscu- właśnie przy kuchennym stole; babcia, byłam pewna, że czuję jej specyficzną woń. Zmroziło mnie; miałam wrażenie, że siedzi przy tym stole pod oknem i na mnie patrzy. Gdy tylko ruszyłam w jej stronę wszystko się rozpłynęło, zapach szybko znikł. Jak się dowiedziałam  później- babcia zmarła. Nie wiem dlaczego czułam jej obecność, skoro nie miałyśmy typowej relacji babcia-wnuczka. Znienawidziłam ją odkąd zobaczyłam ile krzywdy potrafi zrobić, ona uważała, że ma jedną wnuczkę, chociaż fizycznie miała dwie.
Krótko przed śmiercią mojej ciotki, jadąc z rodzicami samochodem zobaczyłam ją jak stoi pomiędzy ludźmi na przejściu dla pieszych; wyskoczyłam z pytaniem "Czy ciocia Wandzia jeszcze żyje?" rodzice byli zaskoczeni moim pytaniem. Krótki czas po tym zdarzeniu ciotka zmarła, ją akurat lubiłam.
Za każdym razem, gdy ktoś z rodziny choruje czuję jego zapach.
Sama nie wiem jak to nazwać, obcowaniem z duchami zapewne tego nazwać nie mogę, jednak coś niezwykłego w tym jest.
Klara

Czarna zjawa

To było jak miałem 7 lub 8 lat czyli dość dawno temu. Mimo to pamiętam to bardzo dobrze. Była albo późna wiosna albo lato, w każdym razie dzień wolny. Obudziłem się bardzo wcześnie (ok. 6 rano ) ale wtedy to była moja normalna pora wstawania. Reszta domowników jeszcze spała. Zacząłem się ubierać i jakoś tak w połowie ubierania spojrzałem przez na w pól otwarte drzwi pokoju przez które widać było prawie cały przedpokój. W tym samym momencie przez przedpokój, prostopadle do moich drzwi,  przeszła wysoka na ponad 2m postać, całkowicie czarna, bez żadnych szczegółów, po prostu jednolita czerń. Pokonała przedpokój trzema długimi krokami całkowicie bezszelestnie. Nie poruszyły się również dzwonki wietrzne które wisiały na środku przedpokoju. Wszystko to trwało może ze dwie sekundy. Byłem tak przerażony że zrobiłem to co dziecku wydawało się najlogiczniejsze - na wpół ubrany wszedłem z powrotem do łózka i nie wychodziłem z niego dopóki chyba moi rodzice nie wstali.
Nigdy później już tego nie widziałem. Nie spotkałem też nikogo kto doświadczył czegoś podobnego. Raz tylko na jednym z portali (o ile pamiętam fundacji Nautilus) spotkałem się z relacja człowieka który twierdzi że przydarzyło mu się coś podobnego tylko jego Byt był cały czerwony. 



Wiosenny Wiatr

W domu

U mnie w domu straszy od czasu kiedy zmarł mój Ojciec... Przezwyczaiłem się już do tego że talerze same spadają lub inne ciekawe rzeczy. Ale pamiętam jak  tydzień po śmierci Taty w jego pokoju gdzie nigdy nikogo nie wpuszczał tak niefortunnie spadły jakieś oparte o ściane rzeczy że uderzyły one o stojący zwinięty w rulon dywan a ten zablokował drzwi i niedało się do tego pokoju wejść. A działo się to wszystko dokładnie tydzień i godzinę po Jego śmierci. Myślę że pomylił się o godzinę ponieważ brat zapomniał włożyć Mu do trumny zegarek który zawsze miał przy sobie. Ostatnio nawet moje psy w domu nagle podniosły głowe i patrzyły sztywno w jeden punkt gdzie nic niebyło tylko puste krzesło potem jakby odprowadzały kogoś wzrokiem z tego krzesła. Niemówię już o szczekaniu na "nic".


Marcin

To było kilkanaście lat temu.
Na imprezie jeden znajomy zaczął opowiadać, co wydarzyło się u niego na studiach.
Jeden chłopak przeczytał pewną książkę  o szatanie. Jak skończył czytać okazało się, że nie pamięta zupełnie nic z tej książki. Po czym zwariował.
Istny horror.
Po jakimś czasie w radio leciała audycja na ten temat. Gdzieś o trzeciej w nocy poszedłem do kuchni zrobić sobie coś do jedzenia. Żeby nie stracić audycji, włączyłem nagrywanie w magnetofonie.
Następnego dnia przypomniałem sobie o nagraniu i przesłuchałem je. Okazało się, że właśnie wtedy przeczytali fragment tej książki. Wysłuchałem, a jak się skończył, odkryłem, że nie pamiętam ani jednego słowa. Niesamowite! Ale od czego nagranie?  Puściłem  jeszcze raz.  Znów to samo. No, ale po kilku odsłuchaniach  coś jednak w głowie zostało.
Temat coraz bardziej mnie fascynował. A tymczasem sława tej książki rosła. Jednak obawiałem się  jej przeczytać.
Pewnego wieczoru postanowiłem, że przeczytam te książkę.
Nie miałem na nią pieniędzy, ale nie myślałem wtedy o tym. Decyzja zapadła.
Następnego dnia po południu przyszła do nas znajoma i powiedziała, że jest praca dla mnie i że mnie umówi na spotkanie w tej sprawie. Nie minęły nawet 24 godziny.
Po paru dniach dostałem zaliczkę. Dokładnie tyle, ile kosztowała ta książka.
Bez namysłu pojechałem  do księgarni ezoterycznej. 
A tu niespodzianka  –  nie ma!
Okazało się, że zakazano jej sprzedaży w całym województwie.
Ktoś kogoś zabił po przeczytaniu  i zrobiła się zakazana księga.
Stałem oszołomiony przed tym sprzedawcą i nie ruszałem się jakiś czas.
Myślę – niemożliwe.
No i miałem rację. Sprzedawca dał mi namiary na sprzedaż wysyłkową.
Po kilku dniach książka dotarła do mnie. Przeczytałem uważnie i postanowiłem wypróbować w praktyce. A konkretnie chciałem wywołać Szatana i z jego pomocą wyeliminować pewna osobę z mojego życia. Nie, żeby ten ktoś mi tak strasznie przeszkadzał. Bardziej chodziło mi o sprawdzenie efektu.  Rytuał zakładał, że ta osoba usunie się z mojego życia, a nie że zostanie zabita.
To tak dla wyjaśnienia, jakby ktoś przypadkiem myślał, że zabijanie przy pomocy magii jest w ogóle możliwe.
Przygotowałem wszystko, co trzeba. Sporo tego było, ale jak się chce…
Zrobiłem rytuał  według instrukcji. Gdy już skończyłem, odłożyłem wszystkie przedmioty. Było sporo po północy.Stałem sam na środku pokoju i nagle usłyszałem bardzo głośny szept. Tak jakby ktoś stał pół metra ode mnie. Ale nie dało się zrozumieć słów, bo były w jakimś obcym języku.
Wpadłem w jakąś panikę, miałem ochotę krzyczeć.  Ale pomyślałem: „Co mi winna moja rodzina, żeby ich straszyć w środku nocy?” No i opanowałem się.
To koniec  opowieści. Nic dziwnego się więcej nie wydarzyło.
Pewnie się zastanawiacie, po co to zrobiłem?
Chciałem nawiązać kontakt z ciemnymi mocami, bo mnie to fascynowało, czułem taka potrzebę.
Roman

Śnieżyca

Wracałam do domu póżnym wieczorem. Coś mnie podkusiło, żeby iść inną drogą, niż zwykle. A była okropna śnieżyca. Taka, że na kilkanaście metrów nic nie było widać. Nie widziałam jeszcze takiej pogody, więc idę sobie zadowolona, że taka atrakcja mnie spotkała. 
Wtem patrzę, a na przeciwko mnie idzie starsza kobieta w chustce na głowie.  Dodam, że mieszkam w mieście, więc sam widok kobiety w chustce był niecodzienny. 
Ale to jeszcze nic. Nie widziałam twarzy, tylko zarys postaci, ale ona wyglądała i poruszała się tak jak moja ciotka, która zmarła kilka miesięcy wcześniej! W dodatku moja ciotka wiązała chustkę inaczej niż wszystkie staruszki - tak, że połowę głowy miała odkrytą. No i ta pani wyglądała tak samo, mimo pogody, która skłaniała raczej do okrycia głowy, jak było czym. Miałam ochotę podejść do niej i coś powiedzieć, żeby sprawdzić, kto to jest. Ale nie było czasu do namysłu. Po kilku sekundach już mnie minęła.
Jak tylko mnie minęła, obejrzałam się, czy nie znikła i czy są ślady na śniegu. Nie znikła i były ślady. 
Po kilku sekundach odwróciłam się jeszcze raz. Nie było już kobiety ani śladów na śniegu.


Może dziwicie się, po co to piszę, skoro nie widziałam ducha.
Otóż opowiedziałam to kilku znajomym i wszyscy stwierdzili, że oni na moim miejscu pomyśleliby, że to jednak był duch mojej ciotki. 
Być może i Wy tak pomyślicie  :)
Ale to już Wasza decyzja.





Straszna postać

Zacznę od tego że zawsze czułam i czuje przy sobie czyjąś obecność, nie da sie tego wytłumaczyć. Stało sie to około 2 lata mam łóżko zaraz obok fotela i zawsze kiedy leżałam i tylko zamknęłam oczy czułam wszystkimi zmysłami że ktoś siada na fotelu, bardzo sie bałam i do tej pory trochę boję (niestety). Ale pewnej nocy obudziłam się nie wiadomo dlaczego usiadłam i spojrzałam przed siebie i zobaczyłam jakąś postać a raczej wyglądało to no jakiś cień osoby tylko że biały i rozmazany, bardzo sie wystraszyłam i schowałam się pod kołdrę jak małe dziecko. Przez długi czas ciągle siedziało mi to w głowie, i nikomu tego nie mówiłam , bałam się że ktoś powie że jestem nienormalna, albo coś mi się przyśniło. Po około roku od tego wydarzenia wybrałam sie do wróżki ze swoim chłopakiem, poszliśmy tak dla jaj zobaczyć jak to jest. Gdy juz siedziałam na niby seansie wróżka długo na mnie patrzyła aż w końcu zapytała-dlaczego się chowasz pod kołdre?, myslałam że zemdleje poniewaz nikomu o tym nie mówiłam a dokładnie wiedziałam o co jej chodzi.Powiedziała że mam się nie bać bo to dobry duch to mój anioł stróż, zaniemówilam byłam przerażona a zarazem szczęśliwa że to co widziałam było prawdziwe a nie wytworem w mojej głowie. Po tym czasie codziennie budzę się o 3 w nocy nie wiadomo czemu i tak codziennie, oprócz tego zawsze kiedy bardzo sie boje i wyczuwam czyjąś obecność modlę się Aniele Boże..... i to coś odchodzi i już się nie boję. Na koniec napiszę że wie o tym tylko moja rodzina bo boję się reakcji ludzi że pomyślą że zwariowałam, niech wierzy kto chce ja do dzisiaj mam ciarki na ciele jak czuję że ktoś jest przy mnie chociaż nie powinnam sie bać, ale to samo w sobie powoduje u mnie uczucie niepokoju. 
Joanna

Dziwne sytuacje


Mój dom był nawiedzony. Był duży, miał około trzydziestu lat, zatem bardzo stary nie był. Wcześniej mieszkało tam małżeństwo - lekarz i sędzina. Ponieważ były to burzliwe czasy, to wyjechali do Niemiec pozostawiając dom mojemu dziadkowi.
Mieszkaliśmy tam całą rodziną, czyli mama, tata, ja i moja o 8 lat starsza siostra. Dom teoretycznie nie różnił się od innych. Był trochę zaniedbany, bo nie było nas stać na nieustanne remonty, lecz w okolicy prezentował się dobrze. Nikt w nim nie umarł, działka też nie posiadała w sobie niczego dziwnego, a mimo tego...
 
Miałam może 8, a może mniej lat kiedy obudziłam się w nocy zlana potem. Spałam w tedy jeszcze z mamą, bo nieustannie się czegoś bałam.  Spojrzałam przez wielkie okno z widokiem na dwa potężne modrzewie. Moim oczom pojawiły się okropne twarze, w typowo barokowym stylu, o którym nie mogłam mieć w tym wieku świadomości. Wisiały one na gałęziach. Szczególnie zapamiętałam dwie postacie. Jedną smagłą kobietę z siwym kokiem, której twarz była surowa. Była w owalnej ramce i spoglądała na mnie dziwacznie. Drugą postacią był leżący mężczyzna, na którego patrzyłam od strony jego stóp. Miał wielki brzuch i nienaturalnie małą głowę. Ubrany był jak typowy kmieć. Byłam przerażona. Nie miałam gorączki, nigdy nie chorowałam psychicznie. Odwróciłam wzrok bojąc się patrzeć na takie zjawy. Po pościeli chodziło coś z jasnymi włosami. Zaczęłam się modlić do Boga i przepraszać Go za to, że byłam niegrzeczna dla mamy. Rano oczywiście nikt mi nie uwierzył.
 
Cały dom był straszny. Wszyscy odwiedzający mnie znajomi jednoznacznie mówili, że ten dom jest straszny. Dlaczego? Salon był jasny, duży, wiele kwiatów dekorowało wnętrze. Owszem, było parę antycznych mebli i ulubione laleczki porcelanowe mamy, ale był to normalny typowy dom.
 
Najstraszniejsza była piwnica. Nikt nie chciał do niej wchodzić, nawet mój tata. Była naprawdę przerażająca, chociaż nic w niej takiego nie było. Ostatnie dwa pomieszczenia nie były wylane betonem, dlatego z siostrą wymyśliłyśmy śmieszną historię, że ów lekarz kogoś zabił, a potem pogrzebał właśnie tam. Dlatego tak szybko wyjechali do Niemiec pozostawiając dom za bezcen. Nikt tego nigdy nie sprawdził.
 
Prawdziwie dziwna rzecz przytrafiła się nam wszystkim kiedy po pewnej imprezie dowiedziałam się, że dwa lustra ustawione na przeciwko siebie tworzą portal dla złych dusz. Powiedziałam to mojej mamie i siostrze. Spojrzałyśmy na lustra, które znajdowały się w salonie i ogarnęło nas przerażenie. Jedno wielkie lustro owalne, w stylu również barokowym stało na przeciwko małego prostokątnego, również w tym stylu. Mama od razu kazała siostrze, zdjąć małe. CO najciekawsze, stało ono lustrem do ściany, a pies ujadał na nie z niesamowitą wściekłością. Bał się tego obiektu. Nie odbicia, bo nie mógł go widzieć. Zaniosłyśmy lustro do piwnicy i tam zostało. Miesiąc po tym wydarzeniu, dokładnie w święta Bożego narodzenia w okolicach godziny 00:00, kiedy ludzie wracali po pasterce, coś tknęło mnie by wejść na piętro i wziąć kawałek sernika. Kiedy stanęłam na schodach moim oczom pojawił się dym. Czarny, kłębisty dym. Myślałam, że to sernik został w piekarniku. Okazało się, że palił się telewizor w salonie. Tak, telewizor który wiele lat stał pod małym, zdjętym już lustrem. Musiałam wyrzucić z domu mamę, pozabierać zwierzęta. Straż pożarna zrobiła resztę. Spalił się cały salon.
 
To może nie jest opowieść typowo "zobaczyłam ducha", ale z czymś jest na pewno związana. Zważywszy, że tego samego dnia z głupoty powiedziałam "A, oddam duszę diabłu". Czego żałuję.
Ciekawostką jest fakt, że dwa razy mi się śniło, że pali się dom, a ja muszę ratować moje liczne zwierzęta. Tak jakby Bóg, Anioł...cokolwiek chciało mnie na to przygotować.
 
Moja siostra miała dwa razy bliskie spotkanie z duchem. Raz jako dziecko, kiedy miała pokój na dole. Chciała wstać i iść do ubikacji, ale zobaczyła w drzwiach jasną postać dziewczynki, czy czegoś na jej kształt. Przerażona skuliła się pod kołdrą i ani drgnęła aż do rana.
Potem jako już starsza kobieta, wróciła późnym wieczorem po pracy do domu. Miała pokój również na dole, ale bliżej piwnicy i pralni. Położyła się spać, lecz nie mogła zasnąć. Słyszała jakby ktoś u góry skakał kopytami po podłodze, a nikogo w domu nie było. Ale że mieliśmy psa i kota, to z lenistwa uznała to za nic groźnego. Jednak kiedy To coś przyszło do jej pokoju i kopytami niczym jakiś czort skakało po jej łóżku i chuchało na twarz, przeraziła się. Wyskoczyła z łóżka i posprawdzała czy pozamykała wszystkie okna i drzwi. Skąd ten wiatr? Zupełnie jakby ktoś chuchał...długo nie umiała zasnąć. W końcu poszła spać do góry, ze strachu. Do tej pory opowiada to wszystkim.
 
Ja ducha widziałam jeszcze u koleżanki na podwórku. Ma urodziny w lipcu, więc zawsze się rozkładało namiot i tam bawiło do rana. jej mama zamówiła pizze, na którą z niecierpliwością czekałyśmy. Zanim jednak przyjechała, to dziewczyny poleciały po sałatki, chipsy i inne bajery. Zostałam sama. Leżałam w namiocie i patrzyłam kiedy przyjdą. Nagle ujrzałam dosyć wysoką postać w jasnej, chyba dwuczęściowej piżamie. Byłam pewna, że to siostra koleżanki, która idzie po odbiór pizzy. Dlatego kiedy wszystkie przyszły spytałam "no to co z tą pizzą? Marta ją ukradła?". Wszyscy byli w szoku jak opowiedziałam co się stało. Pizza nie dotarła tego dnia do nas w ogóle. A siostra nie wychodziła z domu. Byłyśmy za młode, więc ani alkohol, ani inne używki nie mogły mi zamieszać w głowie. Podwórko było zamknięte, w domu przebywali tylko rodzice, babcia i koleżanki. Nikt w tedy nawet nie miał piżamy na sobie. Było to też zbyt wyraźne bym mogła pomylić ze zwierzęciem czy zjawiskiem przyrodniczym.  Do tej pory nie wiem co widziałam i pół żartem, a pół serio śmieje się, że zobaczyłam ducha.
Kasia
 

Rozmowa z Przemysławą


Miałam szereg kontaktów z duchami najbliższych osób lub znajomych. Pod ich wpływem zmieniłam poglądy na temat życia. Potrafię wróżyć z kart, nie ma to związku z zarabianiem na tym.
 

- Jestem ciekawa Twoich kontaktów z duchami. Np. Czy pomagają Ci we wróżeniu?


Nie, myślę, że to nie ma związku. Wróżenie ciągnie się w mojej rodzinie od przynajmniej 3 pokoleń. Moja Mama świetnie wróżyła, moja Ciocia, siostra Babci przeżyła dzięki  temu zesłanie na Syberię. Jako nastolatka przyglądałam się wróżącej Mamie, czasem pytałam o znaczenie kart czy układów ale potem to przyszło samo. Znajoma przyszłą do Mamy powróżyć ale Mama była ciężko chora i pod koniec życia nie chciała się tym zajmować. Znajoma  nieomal zmusiła mnie, żebym jej powróżyła. Wróżenie przerwała oburzona, że to co mówię nie ma sensu i wyszła obrażona. Po kilku miesiącach przeprosiła mnie,bo to, co powiedziałam spełniło się. Syn bardzo wzorowy mąż rzucił rodzinę,pracę i zaczął narkotyzować się i pić, dla matki to był szok. Powiedziałam to na marginesie, nie o to pytała znajoma. Ludzie rodzą się z pewnymi zdolnościami w różnych dziedzinach, niewątpliwie można je rozwijać ale czasami nie ma co, bo brak jest takich możliwości. 
Najskuteczniej i najszybciej mogę nawiązać kontakt z osobą zmarłą niedawno, tak do ok.3 4 miesięcy. Później te możliwości osłabiają się, myślę, że jest to faza, przez którą przechodzą zmarłe osoby. Potem mój kontakt ze zmarłymi w zasadzie ogranicza się do momentów, w których to oni mają jakiś powód, żeby się skontaktować. Czasami dotyczy to ich samych, czasami mnie lub moich bliskich. Niewątpliwie ma tu dużo wspólnego pewna ogólnie mówiąc, wrażliwość, nastawienie osoby, której duch ukazuje się na jawie lub we śnie. Znam również przypadki, kiedy osobie zdecydowanie krytycznej wobec takich zjawisk pokazywały się duchy, mówiły rzeczy, które sprawdzały się w stu procentach. Między innymi ja się do nich zaliczam, gdyż przed śmiercią Mamy nie wierzyłam w życie po śmierci ani w Boga, jakkolwiek go czy to nazwiemy. Moja Mama po śmierci pokazała mi, czym jest istnienie, oczywiście do pewnego momentu, nie znam świata zmarłych, nie mówią o tym. Natomiast interesuje ich do końca życie krewnych i znajomych dlatego nie wierzę w reinkarnację, która wiązałaby się ze śmiercią danego istnienia.


Ale w jaki sposób kontaktujesz się z duchami?
Co robisz, żeby do Ciebie mówiły?

Większość kontaktów wynikała z inicjatywy samych duchów, to one miały coś do przekazania. Czasem w nocy, właściwie niezależnie od konkretnej godziny, chociaż dobrze robić to po godz.1.00 w nocy, po prostu podejmuję rozmowę, staram się skoncentrować, wyobrazić sobie daną osobę, zgromadzić energię. Jeżeli osoba zmarła niedawno, to jest dużo łatwiej. Raz zapytałam zmarłą kilka dni temu koleżankę mojej Mamy, co słychać u Mamy. Leżałam w łóżku z moją córką, która spała. Nagle córka obróciła się w moją stronę, uniosła i odpowiedziała głosem zmarłej. Znałam tą osobę od wczesnego dzieciństwa. Powiedziała mi coś dla mnie przykrego ale prawdziwego. Byłam zmieszana, prawie w szoku. Córka potem odwróciła się i spała dalej, oczywiście nic nie pamiętała. Jeżeli duch nie chce mówić, to nic z tego nie wyjdzie. Ja nie staram się usilnie wchodzić w kontakt, to nie ma sensu. To, co ma się zdarzyć i tak stanie się. Los jest z góry wyznaczony w momencie urodzin, rodzimy się i umieramy w konkretnym dniu, godzinie, itd., nikt i nic tego nie zmieni. Nigdy nie próbowałam nawiązywać kontakt z nieznajomymi zmarłymi, nie ma to dla mnie sensu, pewnie nie udałoby się. Wymiar zmarłych i żywych istnieje równolegle być może w tym samym miejscu i czasie. Czy istnieje cykliczność typu reinkarnacja, tego do końca nie wiadomo, ja raczej w to nie wierzę.

A czy jakiś duch pokazał  Ci się?

Tak.Na przykład zmarła teściowa. Byłam z mężem na cmentarzu 1 listopada i nie zapaliliśmy jak zwykle znicza przy krzyżu dla teściowej. Poszliśmy dalej na groby mojej rodziny. Schodząc alejką spojrzałam w bok i zobaczyłam teściową znajdującą się tuż przy mnie. Zamarłam i nim obróciłam się do męża, chcąc zobaczyć czy on ją też widzi. W tym momencie zamawiał modlitwę w jej intencji u ministranta, który zajmował się tym na cmentarzu. Duch zniknął ale było to południe, nie noc i widziałam ją mniej więcej taką jak ją zapamiętałam, może trochę inaczej uczesaną i ubraną, jakby starszą. Najwyraźniej upomniała się o gest pod jej adresem, o pamięć. Miało to dla niej znaczenie. I jak tu mówić o reinkarnacji? Jest charakterystyczne, że duchy znajdują się blisko,przyciągają wzrok, tak, że nie ma czasu popatrzeć na przykład w dół, na ich nogi, dół ubrania. Co innego we śnie.Widziałam też matkę mojego brata przyrodniego na jej pogrzebie. Powiedziałam w jakim ubraniu była pochowana, oczywiście w wąskim gronie. Potwierdzili. Jej duch nie zwracał uwagi na to, co się działo,siadał lub spacerował, jakby za lustrem weneckim, widziany ale nie widzący. Tym razem patrzyłam na całą postać, opisałam spódnicę, z miękkiego materiału, pełny klosz, pofałdowana, widziałam ją w ruchu. Pogrzeb odbywał się ok.14.00. Duchy ukazują się o dowolnych porach, noc to okres uspokojenia, ludzie wyciszają się, to jest pora dogodniejsza do kontaktu nie dla duchów tylko żyjących. Słyszałam też odgłosy poruszania się duchów nie widząc ich. Wyraźne, stąpanie, przesuwanie, różne odgłosy tego typu. Widywałam też białą mgłę, przesuwającą się, zwierzęta reagowały strachem, odczuwały obecność.

Zastanawiam się jeszcze, czy to jest tak, że jak duch staje się widzialny, to jest widzialny dla wszystkich, którzy na niego patrzą, czy jedni go widzą, a inni w tym samym czasie nie widzą tego ducha, mimo, że patrzą w to samo miejsce? 

- Na pewno nie widzą wszyscy. Przecież żadna z osób na pogrzebie nie widziała zmarłej. Ja też nie mówiłam o tym nikomu, dopiero po paru latach powiedziałam to teściowej mojego brata i potem jemu. Nie wiedziałam, czy nie wezmą mnie za wariatkę. Potem zaczęłam wróżyć bratu, który przywiózł do mnie swoją teściową na wróżby. Przy okazji tego spotkania opowiedziałam o tym, jak widziałam zmarłą.


-Czy mogłabyś powiedzieć, co przekazała Ci Mama na temat istnienia?

Przede wszystkim była za życia niezadowolona z mojego sceptycyzmu, niewiary. Musiała mieć kontakty ze swoją zmarłą matką, ojcem, siostrą, nie opowiadała mi o tym, pewnie nie chciała być wyśmiana. Po śmierci dała mi wystarczająco dużo dowodów na to, że życie toczy się dalej. Na pewno spotykamy się ze zmarłymi bliskimi. Przed Mamy śmiercią miałam sen. Śniła mi się siostra Mamy, nigdy wcześniej mi się nie śniła, oprócz dnia jej pogrzebu. Kontakt był niesłychanie realistyczny, czułam ciepło, pewną wilgotność emanującą od niej. Powiedziała z radosnym uśmiechem-  Nareszcie będziemy razem i obudziłam się. Mama w tym czasie czuła się całkiem dobrze, był czerwiec, miałam wrażenie, że lato minie spokojnie. Dostała udaru za kilka dni, po 4 dniach umarła. Sens tych słów zrozumiałam po pogrzebie, nagle przypomniałam sobie wszystko. Mama po śmierci poruszała się po domu, chodziła po schodach, ruszała się w swoim pokoju, gdzie potem spałam, żeby nawiązać z nią kontakt. Zaczynała hałasować od ok.1 w nocy, nie wiem jak długo, bo zasypiałam. Te zjawiska ustały po kilku miesiącach. Córka przybiegała w nocy ze strachem, bo babcia stała przy łóżku i mówiła, żeby nie bała się jej. Nie chciała sama spać. Potem często przychodziła do mnie w snach, bardzo materialnych, można powiedzieć, metaforycznych. Zmarli uzyskują dużą wiedzę na temat przyszłości, losów ludzi, może nie wszystkich ale na pewno bliskich. We śnie Mama przenośnie dała mi do zrozumienia, że powtórzę jej los mimo tego, że staram się go uniknąć. Dosłownie pójdę jej śladami. Jak dotąd wszystko się sprawdza. Zmarli pozostają sobą, są zdystansowani ale nadal myślą podobnie, rozumieją problemy żywych. Jeżeli myśli się o nich, utrzymuje się więź emocjonalną, to rewanżują się podobnie. Jeżeli się zapomina, oni też odsuwają się.

Czarny zarys postaci


Kiedyś jak byłam mała (miałam może z 7 lat, albo coś mniej więcej, nie pamiętam dokładnie tego okresu mojego życia), kładłam się już spać i gdy leżałam w łóżku to zobaczyłam ducha. Wyglądał... jak czarny zarys postaci, cień. Bez twarzy, palców czy czegokolwiek... takie zaokrąglone po prostu bez rzadnych zarysów czegokolwiek, a widziałam go bardzo dokładnie. Nie wiem czego chciał, widziałam go może z 2 minuty? a może dłużej, zagubiłam wtedy poczucie czasu, to było takie nadnaturalne, takie uczucie jakby... nie było nikogo innego po za mną i nim. Nic o nim nie wiedziałam... byłam tylko pewna tego, że był mężczyzną (niewiem dlaczego, miałam takie poczucie). Duch patrzał się na mnie i szedł powoli w moją stronę, ale robił to tak wolno, w taki sposób jak gdyby był w długim korytarzu, którego nie może przejść. Podszedł do około poł metra od mojego łóżka (po skosie), wydaje mi się, że dalej nie mógł iść, stał, patrzał się i rozpłynął w powietrzu. Po tamtym zajściu po zmroku w moim pokoju widziałam jakby... wyimaginowaną rzeczywistość, jeszcze przez jakiśczas po tym zajściu. Gdy zapalałam światło, te rzeczy, które widziałam w ciemności, znikały... i pojawiały się na nowo gdy światło  gasło. Wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale teraz wydaje mi się, że to co widziałam... on chciał mi coś pokazać. To co widziałam w ciemności wyglądało trochę jak... jakaś animowana historyjka. Wtedy strasznie mnie to przerażało, więc nie skupiałam się na przedstawianych sytuacjach, ale na tym, że coś, czego tak naprawdę nie ma rusza mi się przed oczami, pare metrów od mojego łóżka.


Marta

Drgawki nocą


Rok temu mniej więcej listopad grudzień nie pamiętam dokładnie, moja dziewczyna opowiadała mi kiedyś, że w jej domu czasem szafki same się otwierają, w nocy kilka razy słychać huknięcie, myslałem że chce mnie nastraczyć lub zażartować lecz kilka razy gdy u niej nocowałem faktycznie szafa kilka razy się otworzyła jak również barek który otwierał się tak że dzwiczki spadały na inna szafkę, ale nie o tym chciałem powiedzieć. Wracając do tej pory którą nadmieniłem wczesniej, spałem sobie z nią u niej w domu nagle sie przebudziałem czułem na sobie czyj wzrok nie mogłem się ruszyć miałem otwarte oczy ale nic nie widziałem a noc podobno była bardzo jasna, księżycowa, czułem że ktoś na mnie spogląda i stoi obok łóżka, po chwili postać w sekundę znalazła się przed łóżkiem, tak że nogi miałem skierowane w jej stronę, zaczeły mną miotać drgawki ale nie czułem żeby który z moich mięsni się zaciskał, chciałem coś powiedzieć, chciałem żeby moja dziewczyna mnie obudziła ale nie mogłem się ruszyć nawet jęknąć, czułem tylko zimno na stopach jak bym miał stopy w lodowatej wodzie ale czułem na nich powiew lodowatego powietrza, rzucało mną tak kilka sekund w myslach chciałem się obudzić ale wiedziałem że nie spałem, czułem na sobie spojrzenie zaczełem w myslach się modlić drgawki mineły i bardzo szybko zasnełem po tym. opowiedziałem o tym swojej dziewczynie powiedziała że słabo spała ale nie czuła żebym jako się dziwnie ruszał, nigdy więcej sie to nie powtórzyło.
Dodam jeszcze że Ojciec mojej dziewczyny zmarł tragicznie w wypadku drogowym przed jej narodzinami a strzelanie w szafkach i otwieranie drzwiczek nadal się zdarza.

Karol

Niewyjaśniona historia

kupilem sobie nawigacje do auta
i na poczatku caly czas jej uzywalem
bo mi sie podobalo
w tedy to byla nowosc
na rynku
5 lat temu sie zaczela mania
no i wracalem do domu
do walbrzycha
i jak wychodzilem z bramy
czarny kot przebiegł mi drogę
nie jestem przesądny
ale zadzwonilem do mamy
ze nie jade
bo kot mnie wnerwił
a ona zebym nie gadał głupot
i jechał
no to jade
i znowu czarny kot mi przebiegł droge
no ale jade
dalej
i mialem takie radio w aucie
ze dzialala tam tylko jedna plyta

offspring
czy jakos tak
no i lecialo na maxa
gra muzyka jade
nagle radio mi zaczyna pikac
i slysze z głosników
tu polskie radio dwojka
informacje drogowe
na drodze nr 35 auto osobowe marki vw zderzyło się z tirem
kierowca vw nie zyje policja wytyczyła objazdy
droga zablokowana
patrze sie na nawigacje
a tam droga nr 35
ta ktora jade
na dodatek w radiu powiedzieli dokladnie na ktorym kilometrze to sie stalo
i bylem ok kilometr przed tym miejscem
ciarki mnie przeszly i zatrzymalem sie gwaltownie
stanąłem na poboczu
zapaliłem papierosa i dzwonie do matki i mowie co mi radio powiedzialo
bo jak skonczylo w radiu gadac to znowu muzyka sie wlaczyła
nagle widze tira
ktory przede mna wpierdala sie do rowu
i przewraca sie na bok
telefon mi wypadł z reki
pobiegłem szybko do tego miejsca gdzie ta ciezarowka sie wywaliła

wyszedł facet z tira i mowi ze nic mu nie jest
ale ze widzial jak niebieskie auto mu jedzie pod maske
a nic nie jechalo bo przeciez stalem i widzialem
a jedyne niebieskie auto to ja mialem


Michał

Podróże poza ciałem


Ze zjawiskiem wyjścia z ciała zetknęłam się 3 lata temu. Początkowo nie wierzyłam ale to było takie fascynujące i nie dawało spokoju, tym bardziej,że życie w takiej formie było i jest do kitu piszę o sobie. Śmierć dwóch córeczek zrobiła swoje. Dlatego tak bardzo zapragnęłam doświadczyć tego zjawiska na własnej skórze i udało się choć trochę to trwało. Co prawda jeszcze gdy żyła moja druga córeczka "coś się działo" widziałam różne obrazy gdy zamknęłam oczy myślałam,że fiksuję teraz wiem, że owe wizje nazywają się hipnagogami.Co do samego zjawiska OOBE wierzę w to co przeżyłam i co widziałam. Byłam "gdzieś" bo nie na ziemi widziałam galaktyki z bliska nie istniał czas, przestrzeń, nie było żadnych ograniczeń widziałam wszystko dokładnie we wszystkich kierunkach wydawało mi się,że jestem czymś w rodzaju oka, myśli, nie czułam swojego fizycznego kształtu. Ja jako myśl mogłam przemieszczać się z ogromną szybkością zachowując pełną świadomość pamiętałam o tragediach, które przeżyłam ale "tam" nie bolało aż tak bardzo. Gdy znalazłam się w "sadzie" przelatywałam przez młode drzewka obsypane kwiatami one nawet nie zadrżały a mnie sprawiało to straszną frajdę bo pamiętałam moje "przejście" przez okno w moim pokoju ( uczucie dziwne jakby wkładać dłonie w rzadkie masło albo kisiel, nie było oporu okna)Nie umiem tylko nazwać tej błogości, którą tam odczuwałam to było czymś w rodzaju najwyższego przeżywania czegoś bardzo przyjemnego, odczuwało się to całym sobą. Pamiętałam aby pierwszy raz za bardzo nie szarżować gdy o tym pomyślałam znalazłam się w swoim łóżku cała zesztywniała. Na koniec jedna uwaga, gdy zaczynamy zajmować się OOBE musimy pamiętać, że może tego doświadczyć każdy choć jeden wcześniej, drugi później, wiara w boga nie ma znaczenia można wierzyć i doświadczać albo nie wierzyć i doświadczać. Należy tylko zachować świadomość nie wolno nam usnąć. Wystarczy to powtarzać sobie w myślach.

Dużo o tym pisał Robert Monroe. Choć przenigdy nie pogodzę się z chorobą, śmiercią dzieci i młodych ludzi ale teraz śmierć postrzegam inaczej niż większość społeczeństwa. W sumie ona nie istnieje to tylko śmierć ciała. Nasze ciało astralne, dusza, myśl, energia obojętnie jak to nazwiemy nie umiera. "Tam" albo w zaświatach" ciało nie jest potrzebne do niczego, a błogość którą tam odczuwamy może pochodzi bezpośrednio od boga,albo od jakiejś cudownej siły, bytu.. Wciąż się tym zajmuję wiem coraz więcej, widzę więcej..


Mat

2 paranormalne miejsca.

Nie widziałem naocznie, jednak odczułem obecność czegoś paranormalnego. 
Dwukrotnie. W dwóch różnych miejscach.


Miejsce pierwsze : Warszawa. Stara willa przy ulicy Morskie Oko, chyba pięć. Głowy jednak za to nie dam.
Budynek opuszczony, rozbite okna i drzwi. Architektoniczne bardzo ładny, pomimo czegoś w stylu "zakaz wstępu" przybitego do muru zdecydowałem się ze znajomym na zwiedzanie. Ot atrakcja... W środku jak to w opuszczonym budynku, syf, gruz, szkło i śmieci, różnokolorowe i głupawe napisy na ścianach.
Na piętrze jednak coś się stało. Najpierw uczucie jakby ktoś uporczywie patrzył świdrującym wzrokiem. Jeno nikogo nie było...
W gwarze miasta, jakie przecie wokół nagle nastąpiła cisza. Zapanował dotkliwy chłód, ale punktowy. Jakby kula pełna lodowatego powietrza.
I nastąpiło coś, co trudno opisać. Może strach, może niepokój, ale o bardzo dużym natężeniu. Jam jest istotą dosyć sceptyczną jeśli chodzi o paranormalia, ale tam coś było. Jak głoszą miejscowe legendy, miejsce to nawiedza duch właściciela. Swoją drogą dowiedziałem się o tym niedawno, nie mogło być to autosugestią dotyczącą tego miejsca i odczuć z nim związanych.


Miejsce drugie : twierdza w Srebrnej Górze. Podczas letniej wycieczki, daleko na obrzeżach twierdzy, bardzo upalnym letnim dniem doznałem czegoś podobnego.
Naraz zrobiło się cicho, upiornie cicho. Jakby zamilkły ptaki, wiatr ustał zupełnie w gałęziach. Znów potworne zimno i jakiś dziwny lęk. I w tej ciszy coś jakby kroki na ścieżce, na kamieniach. Fizycznie niemożliwe by na tej ścieżce był ktoś jeszcze, bo bym go widział. Nie mógłby też ktoś być gdzieś poza polem widzenia, bo z jednej strony dwudziestometrowej głębokości fosa, z drugiej skarpa i nieprzebyte zarośla. Kroki się zbliżały i ustały. Potem było coś jakby szept, niezrozumiały, potem powtórzony jednak jakby wolniej. A za chwilę wszystko wróciło do normalności.
Zdarzenia owe dzieliło jakieś dwa lata. Wykluczam jakieś problemy umysłowe u siebie ;-)



Sławek
  

Pożegnanie


Wszystko się wydarzyło w 2008 roku gdy moja córka miała 4 lata. Mieszkałam wówczas u mojej babci (mama mamy). Był późny wieczór. Siedziałam z moją babcią u niej w pokoju. Córka spała w drugim pokoju. Zadzwonił telefon. Dzwoniła moja mama z informacją że mój dziadek (tata taty) zmarł. Była to dla nas wstrząsająca informacja bo nic na to wcześniej nie wskazywało. Odłożyłam słuchawkę i razem z babcią zalałyśmy się łzami. Nagle z pokoju od Wiktorii rozległ się straszny krzyk. Pierwszy raz w życiu słyszałam tak przerażający krzyk. Momentalnie pobiegłam do córki. Wiktoria siedziała na łóżku, przerażona, trzęsąca się. Cały czas krzyczała. Po długiej chwili, gdy już się uspokoiła dowiedziałam się co się stało. Córka powiedziała mi że ze ściany (ona sypała koło ściany) wyszła ręka i usłyszała głos który powiedział "kocham Cie, do widzenia". Przeszły mnie dreszcze, w sumie to do teraz jak to opowiadam przechodzą mnie dreszcze. Sytuacja ta powtarzała się kilka nocy z rzędu. Byłam przerażona. Wiedziałam że to dziadek przychodzi do swojej jedynej prawnuczki. Skontaktowałam się ze znajomą zakonnicą Dominikanką. Powiedziała by zamówić mszę od Wiktorii dla dziadka. Tak też zrobiłam. Poskutkowało. Pogrzeb odbył się 10 dni po śmierci z powodu koniecznej sekcji zwłok. Nie uległam rodzinie i postanowiłam że wezmę Wiktorię na pogrzeb. Narysowała dla dziadka rysunek i niosła białą Kalię. Nad trumna, gdy kładła kwiat powiedziała "kocham Cie, do widzenia". Wszyscy zamarli. Teraz dziadek już nie odwiedza swojej prawnuczki ale Wika czasami wspomina że ma wrażenie, że ktoś na nią patrzy.
Nigdy wcześniej nie wierzyłam w duchy i takie sprawy. Ale teraz już wiem że oni gdzieś tam są. Dlaczego? Bo dziecko nie jest wstanie wymyśleć takiej historii. Nam dorosłym pomaga wyobraźnia. Ale tak małe dziecko nie wie co to śmierć a co dopiero mówiąc o duchach i zegnaniu się.
Agnesia

Ciocia

Kiedy moja mama miała 13 lat zmarła jej ukochana ciotka. Bardzo się lubiły. To była córka babci mojej mamy. ( siostra mojej babci ) . Ciotka miała zapalenie ucha środkowego ( bardzo poważne) i wyjechała na operację do szpitala. Mama do dziś opowiada ze wzruszeniem, jak spała sama w pokoju i przyśniła jej się ciocia, jak stoi w jakiś drzwiach z walizkami w rękach, wewnątrz tych drzwi znajdowało się dziwne światło. Ciocia pomachała tylko mamie, zapewniła o swej opiece i znikła za drzwiami. Mama obudziła koło piątej nad ranem, nie mogła spać. Powiedziała swojej mamie o tym śnie. Pół godziny później zadzwonił telefon ze szpitala, że ciotka umarła, były powikłania po operacji.


Agrestowa
Wstałam rano, jak zwykle. Był piękny, marcowy dzień. Podeszłam do okna, patrzę, a na parapecie zakwitł piękny kaktus. Pomyślałam: "Gdyby Stefan ( mój zięć ) tu był, to by się ucieszył. On tak lubi kaktusy." 
Wtem otworzyły się drzwi do pokoju. Zamknęłam je porządnie, bo myślałam, że były niedomknięte. Ale po chwili znów się same otworzyły. Zapamiętałam godzinę. To była 8.30. Póżniej okazało się, że dokładnie o tej porze zmarł mój zięć. 
U mnie w rodzinie takie rzeczy są na porządku dziennym. Prawie każdy, jak tylko umrze, idzie kogoś odwiedzić. 
Gdy zmarł mój mąż, za chwile przybiegła jego siostra sprawdzić, co się stało, bo u niej coś hałasowało w kuchni.
Janina

Wychodzenie z ciała

Kupiłam sobie, jak zwykle, jakieś pisemko o zjawiskach paranormalnych. Był tam m.in. artykuł o wychodzeniu z ciała. 
Był on o tyle ciekawy, że zawierał dokładną instrukcję, jak wyjść z ciała. Postanowiłam więc spróbować. Zrobiłam wszystko, jak trzeba i położyłam się wieczorem z zamiarem, żeby odwiedzić mojego kuzyna. 
Zasnęłam i przespałam całą noc. Nic mi się nawet nie śniło. Obudziłam się i myślę e... nic mi z tego nie wyszło.
Po paru dniach spotkałam tego kuzyna, a on mówi:
Wiesz co?!!
Śpię sobie parę nocy temu i nagle coś mnie obudziło.
Otwieram oczy, patrzę, a tu ty stoisz nade mną.
Powiedziałem - Iwona, co ty tu robisz?
A ty znikłaś.
Do niczego się nie przyznałam, ale głupio mi się zrobiło, że tak nastraszyłam kuzyna. Więcej tego nie próbowałam.
Iwona